Gdy rozmowa
toczyła się po między chłopakami, Jill po dotyku zimnej dłoni na czole zaczęła
się budzić. Pierwsze, co zobaczyła to była skała przed sobą, zerknęła ku górze
i zobaczyła sylwetkę chłopaka odwróconego tyłem.
-cholera od czego mi tak głowa i ręka
boli?- pomyślała próbując ruszyć obolałą ręką.
Niechcący
trąciła nogę chłopaka, który się odwrócił i nachylił nad nią. Wydało jej się,
że to Caleb. Coś powiedział, lecz go nie rozumiała. Dopiero po chwili dotarło
do niej gdzie jest. Ponownie spojrzała na Caleba, a widząc wyraźniej
dostrzegła, że jednak miała rację, iż to on. Podniosła się gwałtownie.
-odsuń się ode mnie!- poczym zauważyła
zielonowłosego i blondyna. Zmrużyła oczy by się przyjrzeć niebyła pewna czy
widzi coś błyszczącego na czole zielonowłosego, ale jej wzrok przyciągnęły
jednak kocie uszy i ogon blondyna.- czym wy do cholery jesteście?!- wypaliła
widząc jak tamta dwójka próbuje ukryć znak, uszy i ogon…
-mam lepsze. Jak ty do cholery tu
wlazłaś ze swoimi siostrzyczkami?- spytał chłodno Caleb przybliżając się do
twarzy dziewczyny zmuszając by spojrzała w jego oczy i nie rozpraszała się chłopakami.
-sama chcę to wiedzieć i gdzie ja
jestem?! Zabieraj się ze mnie!- krzyknęła spychając pochylonego nad sobą wampira.
Tym czasem Dirk
głęboko odetchnął zasłaniając złoty znak grzywką podszedł do Caleba.
-jesteś w księżycowej grocie. Na prawym
przed ramieniu masz coś co należy do mnie…- urwał na chwilę widząc jak ta
spojrzała na rękę na srebrzysto mieniącą się bransoletę z wyblakłym kamieniem
po środku.- tak to. Nie da się jej zdjąć, choć bym chciał. Aż do naładowania
się ich do końca.
-To spróbuj skoro twoje!- stwierdziła
Jill.
-nie mogę. Ja… no nie wiem… ech…-
westchnął- nie jestem człowiekiem… no jestem, ale nie jestem…
-gubię się. Gadaj prawdę. Mam wprawę po
dwóch siostrach, a one zacinają się kiedy kłamią.
-e no… y…- popatrzył na rozbawionego
Caleba.- nie śmiej się.- fuknął- pochodzę z ciemnej strony księżyca. Przybyłem
na ziemię naładować te bransolety- wskazał to co ma na przedramieniu- pomaga mi
w tym Eli i Caleb… jestem księżycowym człowiekiem…
-a oni też?- spytała z lekkim
niedowierzaniem.
-nie! oni nie…- szybko zaprotestował.
-ty księżycowy człowiek?- powiedziała z
ironią wstając.- a oni wobec tego kim są?
-ee… to… kiciuś… a to… no…- ponownie
zaczął się jąkać Dirk.
-Znowu kręcisz? Zaraz wyskoczysz mi z
tekstem to demony! Jeden koci mrał… a drugi zombi… nieee… on mi przypomina… a
już wiem. Wampira, takiego z tych Vampirsów… ulubionej kapeli May. Tylko ząbki
przyprawić i… a konkretnie. Kim są ci kretyni? Bo ci i tak nie wierzę… a
zresztą.- machnęła ręką - wracam do pokoju…- ruszyła w kierunku wyjścia i o
mało nie spadła ze skalnej półki.- kurde! Jak stąd wyjść?!- wróciła do środka i
dopiero teraz zauważyła siostry, brane na ręce przez Caleba i Dirka.
-Eli pokarz jej wyjście- poprosił Dirk
trzymający na rękach Gay. Twarz chłopaka pojaśniała i wybiegł z groty stanął na
skalnej półce.
-złap mnie dobrze za szyję i nie
puszczaj- poprosił Jill, która wzruszyła ramionami podeszła do chłopaka.
- to prawdziwe?- spytała macając uszy
blondyna, który zaczął się śmiać.
-tak prawdziwe przestań łaskoczesz…-
zachichotał Eli, a gdy przestała spojrzał na nią- trzymaj się mocno, bo inaczej
spadniesz- polecił, dziewczyna objęła go za szyję- dobrze się trzymasz?
-ta- powiedziała i spojrzał na jego
uszy. Chłopak podskoczył i zaczął się wspinać po skale- cholera- pisnęła
patrząc w dół i mocniej objęła i zamknęła oczy.- cholera czemu się nie
domyśliłam?!- pomyślała i usłyszała, że są już na miejscu. Otworzyła oczy i
zobaczyła Dirka i Caleba trzymających jej siostry. Skierowali się ku dworowi,
po drodze Jill próbowała się jak najwięcej dowiedzieć o zdarzeniu które
zaszło po otwarciu szmaragdowej
szkatuły. Dirk wszystko wyjaśnił jak umiał… zdając sobie sprawę, że ta i tak do
końca mu nie wierzy…
***
Godzina 4.00
rano Caleb padnięty położył się z myślą o pospaniu do 10.00. Lecz godzinę
później do sypialni wpada dziewczyna budząc wszystkich po kolei w poszukiwaniu
bruneta. Szarpnęła jego ramię. Caleb spojrzał na nią zaspany.
-chodź- powiedziała uśmiechając się
szeroko.
-do jasnej cholery jest 5.00- stwierdził
z niezadowoleniem patrząc na
elektroniczny zegarek, poczym na niewyspanych współ lokatorów pokoju i w końcu
na dziewczynę, której włosy lekko pociemniały.- May idź jeszcze spać jestem
zmęczony…- powiedział odwracając się tyłem do dziewczyny i nakrywając kocem.
-ile można spać?! Wstawaj- warknęła
ściągając koc z wampira. Caleb spojrzał na nią niezadowolony wyrwał jej koc i
przykrył się ponownie.
-idź spać i daj mi jeszcze pospać.
Wczoraj miałem męczący dzień- warknął spod koca, gdy dziewczyna nie dawała za
wygraną.
-okay- w końcu się zgodziła i wpakowała
mu się na łóżko.- poczekam tu, aż się wyśpisz- stwierdziła rozwalając się na
pół łóżka.
-cholera… co za uparta smarkula-
pomyślał nie odwracając się do niej. Koledzy z pokoju spojrzeli na dziewczynę i
na nakrytego po czubek głowy Caleba i zaczęli chichotać, wracając do swoich
łóżek.
-wiesz mała, że możecie mieć przerąbane
jak jakiś z opiekunów was przyłapie- zachichotał blondyn nakrywając się kocem.
Kilka minut później Caleb pogrążył się ponownie w śnie, myśląc, że dziewczyna
da sobie spokój, gdy przestanie reagować.
Do pewnego
stopnia miał rację. May siedziała cicho na jego łóżku patrząc na świecące
jeszcze słabym światłem słońce. Po jakimś czasie znudzona zaczęła drzemać.
-Caaaleb- szepnęła układając się obok
chłopaka odwróconego tyłem do niej- nudzę się- ziewnęła patrząc jak ten nie
reaguje.
-May idź spać- mruknął zaspanym głosem
dalej nie odwracając się do niej. Dziewczyna ułożyła się wygodnie na łóżku i po
chwili drzemała oparta o jego ramię.
Kilka godzin
później Caleba obudziły gwizdy kolegów i ich śmiech. Spojrzał na nich pytająco
i poczuł, że coś mu ciąży na ramieniu.
-żeby was zobaczył Black Hay VI- zaśmiał
się blondyn.
-przymknij się- warknął patrząc tak na
niego, że przeszły go dreszcze i umilkł. Chłopak spojrzał na zebranych wokół
jego łóżka.- zjeżdżać do swoich zajęć! Nie ma co tu oglądać- warknął w stronę
reszty, która po chwili się rozeszła. Caleb spojrzał na śpiącą obok niego
dziewczynę, lekko się uśmiechnął wstając- co za dziewczyna… nie rozumiem jej-
pokręcił głową podchodząc do szafy- uczepiła się mnie- myślał ubierając się w
spodnie i czarną koszulkę. Związał włosy w kucyk.- hey ty mała wstawaj-
powiedział stojąc przed łóżkiem, dziewczyna się przeciągnęła i uśmiechnęła się
do chłopaka.
-jesteś wygodny i chłodny wiesz?-
uśmiechnęła się podnosząc z łóżka. Brunet wzruszył ramionami i wyszedł z
pokoju, gdzie w salonie wszyscy na niego popatrzyli. Westchnął pokręcił głową i
wyszedł z salonu za nim podążała jak cień May.
-Caleb co dziś robimy?! Może tenis?-
zaproponowała dziewczyna energicznie. Chłopak na nią spojrzał.
-najpierw się posilimy…- powiedział
spokojnie, tracił powoli cierpliwość do nadpobudliwej dziewczyny.- chyba wolał
bym już Jill- pomyślał i spojrzał na dziewczynę idącą obok niego.
-a po śniadaniu? Jesteś jakiś…-
zastanowiła się przyglądając mu się.- nie masz ochoty na sport?- uśmiechnęła
się zadowolona z odkrycia.
-nic mi się nie chce- wzruszył ramionami
i wszedł do stołówki.
-nie jesteś takim dziwakiem za jakiego
uważa cię Jill- stwierdziła biorąc tacę z daniem i siadając przy stoliku.- mi
tam nawet pasuje twoje zachowanie…
-czyżby?- spytał patrząc pytająco na
May.
-no tak… jak można być takim narwańcem
jak ja, to i można być taką ostoją spokoju jak ty. Prawda? A po za tym jako
jedyny jeszcze się na mnie nie wkurzyłeś. Inni to po pół godziny mają mnie dość
tak jak Jill i rodzice…
-a twoja bliźniaczka?
-e tam. Zawsze to wychodzi na jej. Kłócę
się z nią, bo od kiedy pamiętam to robiłam… rodzice mówili, że jak byłyśmy w
wieku dwóch lat to pobiłyśmy się o lalkę bo moja była blondynką a jej brunetką.
Zawsze jak miałam coś innego to ona mi zabierała… w szkole to ja pisałam za nią
wypracowania, a ona za mnie matmę- uśmiechnęła się do wampira.
-tak podobne, a tak różne. Ale ona chyba
jest spokojniejsza od ciebie?
-no tak spokojniejsza… i nudniejsza- zachichotała-
ja wolę uprawiać różne sporty, a ona woli siedzieć w domu i rysować, szyć itp., itp.- powiedziała kończąc posiłek. Caleb
spojrzał na swój talerz z ledwo tkniętym posiłkiem.
-chodźmy na spacer. Nie mam apetytu-
stwierdził wstając.
-jasne. Dlaczego ty jesteś taki skryty i
tajemniczy?- spytała po wyjściu z budynku.
-no cóż kiedyś byłem inny… ale kilka lat
temu miałem nieprzyjemne zdarzenie… o którym nie chcę mówić, ale owo zdarzenie
zmieniło mnie. Na takiego jakim jestem teraz…- dobrze mu się rozmawiało z May,
była bardzo inteligentna choć sprawiała pozory idiotki. Rozmowa ciągnęła się o
wszystkim, wyczuł w niej drobną zmianę…
-…mam nawet bliznę po tej zabawie-
ciągnęła May i spojrzała na Caleba który oparł się o drzewo, cały drżał.
-cholera- mruknął pod nosem- jestem
głodny… potrzebuję Dirka…- pomyślał i spojrzał na dziewczynę.- May uciekaj ile
sił w nogach…
-masz ten atak co wtedy? Mam znaleźć
Dirka?- spytała niepewnie dziewczyna.
-szybko- powiedział łapiąc się za żołądek, dziewczyna
zaczęła biec dróżką którą szli. Chłopakowi wysunęły się kły- cholera… tracę
kontrolę…- pomyślał zaciskając powieki- oby teraz nikt nie szedł….- w tym
momencie poczuł zapach kr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz