Szkołę odwiedziło:

15. Vera de Gold


15. Vera de Gold
Jak zwykle o 5.00 rano May weszła do pokoju, w którym znajdował się Caleb i Cedrik. Usiadła na łóżku bruneta i szturchnęła go w bok. Blondyn udawał, że śpi obserwując jednocześnie scenkę. Caleb nie poruszył się, więc ponowiła próbę.
-Caleb- szepnęła szturchając chłopaka.
-May, idź jeszcze spać.- poprosił Caleb nie otwierając oczu.
-ale, Caleb…
-pogadamy później. Idź jeszcze pospać.- poprosił odwracając się na bok. Zwalił dziewczynę z siebie i łóżka. May podniosła się, potarła bolące miejsce, wlazła ponownie na jego łóżko. Przez chwilę siedziała bez słowa. Odetchnęła głęboko. Szarpnęła mocno ramię chłopaka. Obrócił się na plecy i otworzył oczy.
-w końcu- powiedziała niezadowolona.- wracam do dworu z tobą, albo bez ciebie. Śpiochu!- oświadczyła i wyszła.
Blondyn spojrzał na zamykające się drzwi za nią i na chłopaka, który się nawet nie ruszył. Przeciągnął się, wstał i podszedł do walizki. Z której wyciągnął jakąś koszulę i spodnie. Spojrzał na Caleba, ten ani drgnął.
-nie pójdziesz za nią?- spytał spokojnie nakładając spodnie.- hey, żyjesz?- spytał siadając na jego łóżku i zaglądając mu w oczy.
May tym czasem weszła do swojego pokoju. Wzięła plecaczek, który miała ze sobą i wyszła. Na korytarzu wezwała windę, do której wsiadła.
-idiotka… a jak ja tam wrócę?!- walnęła się w głowę- za późno by się cofnąć. Wrócę tam gdzie był teren koncertu i pójdę drogą którą jechaliśmy. Dobrze mieć fotograficzną pamięć. Może dotrę jeszcze dziś do dworu…- rozmyślała wychodząc z hotelu. Rozejrzała się i skierowała swoje kroki w lewo.
-no i poszła- powiedział blondyn wyglądając przez okno. Caleb usiadł i złapał się za głowę.- co ci jest synku?
-zastanawiam się… próbuję sobie przypomnieć co powiedziała…- powiedział prawie niesłyszalnie. Wyglądał jakby miał kaca.
-że wraca do dworu bez ciebie- odparł zapalając papierosa.- też tak bym zrobił. Zawsze ją tak zbywasz?
-jak?- spytał nie rozumiejąc.
-jesteś jeszcze młody- wypuścił dym i spojrzał na chłopaka- a tak przy okazji wszystkiego najlepszego w sto dziewiętnaste urodziny. Nie wiedziałem, że wpadniesz i nie mam prezentu…
-hę?- Caleb sobie przypomniał, rzeczywiście tego dnia został wampirem, przyjął to jako datę nowego narodzenia.- dzięki.- skierował się do łazienki. Blondyn pokręcił głową i spojrzał na ludzi za oknem wyglądali jak stado mrówek. Uśmiechnął się i od razu poprawił mu się humor, z łazienki wyszedł odświeżony Caleb.
-jak myślisz ile zajmie jej dotarcie do dworu?- spytał uśmiechając się. Ten wzruszył ramionami.- z tobą by wróciła gdzieś za godzinę, jeśli ma zamiar dotrzeć na piechotę to do jutra dotrze. Ale znając możliwości człowieka…
-znając możliwości May dotrze dziś wieczorem.- odpowiedział Caleb- ma niespożytą ilość energii- wyjaśnił czując pytające spojrzenie Cedrika.
Blondyn wyrzucił przez okno niedopałek i wyszedł z pokoju za nim podążył Caleb. Na korytarzu spotkali Lukasa. Blondyn rzucił się na niego całując namiętnie zaskakując tym szatyna. Caleb przyglądał się temu chwilę i ruszył dalej mijając całującą się parkę. Podszedł do windy i przycisnął przycisk wołający. Gdy drzwi się otwierały objął go od tyłu Cedrik. Weszli do windy.
- muszę ją znaleźć. Dirk, a tym bardziej jej siostry mnie ukatrupią jak nie wrócę z nią…- powiedział zmęczonym głosem. Zielone oczy blondyna zabłyszczały.
-polowanko?- szeroko się uśmiechnął.
-po prostu muszę ją znaleźć.- powiedział spokojnie Caleb zdejmując ręce blondyna z siebie.
Jak się okazało szybko znaleźli May, która na widok Caleba i Cedrika uściskała ich mocno. Caleb pożegnał się z Cedrikiem wsiadł na motor obiecując, że jeszcze odwiedzi blondyna. May też pożegnała się z blondynem, uściskali się mocno. Wrócili o siódmej do dworu, a Caleb ukrył motor w pobliżu bramy. Po wejściu do budynku spotkali się z czekającym na nich Dirkiem. Parka chcąc uniknąć nie uniknionego stwierdziła że jest zmęczona i idzie spać.
-Caleb!- krzyknął wkurzony Dirk. Brunet odwrócił się, zobaczył zamykające się za May drzwi. Spojrzał na zielonowłosego.- gdzie byliście?! Wiesz jak się denerwowałem?! Zawiadomiłem główną bazę na księżycu o zaginięciu jednej z bransolet!
-pogadajmy za 10 minut w księżycowej grocie. Nie na korytarzu- powiedział Caleb nie okazując żadnych uczuć. Dirk niechętnie przyznał rację i zgodził się Calebem.
-tylko się nie spóźnij!- powiedział Dirk i wyszedł z budynku
-jasne- odpowiedział Caleb wchodząc do pokoju.
Przebrał się i ruszył do księżycowej groty, gdzie czekał na niego Dirk.
Zielonowłosy wszedł do groty, był wściekły. Zaskoczył go widok zielonowłosej postaci stojącej przy wyjściu z groty. Po sylwetce stwierdził, że to kobieta. Dopasowany strój mienił się w słońcu, a czarna peleryna powiewała poruszana przez wiatr. Dirk stanął za nią przez chwilę się przyglądał.
-długo kazałeś na siebie czekać- stwierdziła stanowczo zielonowłosa odwracając się do Dirk. Spojrzała na niego błękitnymi oczami.- Dirk.- zaczęła dość spokojnie- gdzie są bransolety?! Szkatuła jest pusta… a mówiłeś, że jedna zniknęła- mówiła podnosząc ton głosu. Chłopak spuścił wzrok.
-ziemianki je nałożyły…- wiedział, że zielonowłosa się wścieknie. Obawiał się tego, co może mu uczynić.
-a jak one trafiły w ich ręce?!- Krzyknęła grożąc chłopakowi.
-znalazły tajemne przejście do księżycowej groty. Bransolety były wyjęte…- raportował.- nie wiem jak… uwierz, ale one…
-DIRK!- krzyknęła- dałam ci najprostsze zadanie jakiego praktycznie nie dałoby się spieprzyć! A ty co zrobiłeś?!
-spieprzyłem wszystko…?- powiedział mówiąc coraz ciszej.
-jak matka się o tym dowiedziała kazała mi znaleźć bransolety… Wisz co będzie jak dostaną się w niepowołane ręce?!
-tak wiem…- dukał.
-Dirk!- usłyszeli czyjś głos, z drugiego pomieszczenia wyszedł Caleb. A widząc dziewczynę zmierzył ją wzrokiem- coś za jedna?!
-A ty kim jesteś?!- wyciągnęła i wycelowała lance w stronę wampira.
-Caleb- powiedział krótko mrużąc oczy. Dziewczyna nie spuściła broni.
-Vera to przyjaciel!- wykrzyknął Dirk zasłaniając Caleba.- to Caleb Williams jest wampirem. Pomagał mi pilnować bransolet…
-czyli też jest winny…- stwierdziła nie spuszczając wzroku z Caleba.
-Dirk, czy łaskawie powiesz kim jest ta kobieta?- spytał Caleb. Z jego obserwacji wynikało, że jest spokrewniona z chłopakiem,- chyba, że na księżycu wszyscy maja zielone włosy.- pomyślał.
-To minister ochrony bransolet Vera de Gold. Ona mnie wysłała na ziemią z misją naładowania bransolet…
-acha.
-to gdzie są te ziemianki co mają bransolety?!.- spytała rozkazująco mierząc wzrokiem obu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz